Piątek, czyli dużo fajniejszy dzień niż czwartek. Ustawieni tym razem z Sikorą na 16. 16 to w chuj daleko od 11. Czyli rozpalam puchar, gdyż ponieważ ładna pogoda za oknem. Zapuszczam muzykę na kompie i w tym momencie włącza się zajebista jazda. Czuję niesamowitą więź z moim minisoundsystemem. Cieszymy sie razem, ze swojej obecności i jest tu po to, by napierdalac tłusty bas dla mnie. Jazda mija, szamam, czytam książkę, gram w Roma wkręcając sobie dobre motywy. Nic specjalnego. Jedynie ta muzka zapadła mi w pamięc. Godzina 16sta. Sikora nie idzie, bo cośtam, bo post, bo tata. Oskar wpada zara. Chuj. Nie wpada. Rozjebał se łuk brwiowy i nie wpada. Jednak koło 18 okazuje się, że się wyrobi i dzisiaj będzie chill. Wpada, wybijamy, jaramy gdzieś u mnie na osiedlu. Wkręca się akcja, że jedziemy na lotnisko. Ok. Jedziemy na lotnisko, czyli za 30min jesteśmy na dworcu kolejowym Łódź Fabryczna po raz drugi. Pomimo incydentu w zeszłą sobotę. Ja z lekka zesrany, bo całą pietryna była seledynowa od psów. Zresztą pod dworcem też. Szybko ładujemy się do pociągu i z radością odnotowujemy fakt, że kurwa przedział przy wyjściu jest pusty xDDD. Szybko zostaje nakręcony tłok z butelki od Tymbarka. Wody brak, bo kibel nawalił. Chuj. Jaramy. Niesamowity klimat. Przypomiamy sobię scenę z Dnia Świra i myślimy, co by się stało jakby ktoś się do nas dosiadł. I się kurwa dosiadają jakieś 2 laski o-o. Krótka konsternacja. Jaramy dalej, jednej dajemy bucha i zawijamy. Następnie standard, czyli nie pamiętam co się działo. Wracam z partyzanta do domu, starzy ofc nic nie widzieli albo nic nie chcieli widziec. Jak poszli spac, to sobie zajarałem jeszcze, zapuściłem duby i poszedłem spac. Teraz jest sobota i siedzę w domu <hahaha>. Olek x 3.
Dodaj komentarz