Komentarze: 0
Czwartek, czyli Oskar wpada. Kupujemy sztukę. Umówieni za 30min z Gromadą. Sikory nie ma, bo pojechał do rodziny. Powiedział, że jaramy w piątek i że my stawiamy. Kurwa, mamy jaranie tylko na jeden dzien, ale no co mamy niby nie jarac dzisiaj? Podbijamy pod Orlen, gromada sie spoznia, a my wkurwieni z powodu lipnej sytuacji finansowej. Mamy przynajmniej nadzieję, że wycyganimy coś więcej jazzu. Podbija mista dila, daje od razu tytkę, czyli kurwa koniec dyplomacji. Zawijamy trochę dalej. Mówi, że mocno pizga. Jaramy 1 lufę w bramie i odbijamy, kupic 2gą fifkę dla mnie do domu. Ujebaliśmy się strasznie potężnie jak na 1 lufę. Zero kontaktu z rzeczywistością. Idziemy do LIDLa po jedzenie. Ja najebany obmyślam, ile mogę wydac. Doszedłem do wniosku, że 7,50, co źle się zresztą odbiło na moich finansach później. 7,50 to są 3zwały, a nie jedna. Bułki, hamburgery, czipsy, ciastka. Idziemy na jakieś osiedle i ku ucieszy mieszkańców, siadamy na trawie przy ulicy i wpierdalamy. Chora opcja z samochodem niedaleko nas(ludzie siedzieli i patrzyli). Zjedliśmy, zawijamy. Nie jaramy już. Bóg się do nas uśmiechnął, skumał problemy z hajsem i dał nam niebiański haj. Chuj, nie pamiętam co dalej. Olek x 2
Poprzednia sobota, czyli Oskar wpada, Sikora na zawodach. Gromada idzie na mecz, od Pawła tylko hasz, kontakty Oskara na Bałutach zawodzą. Wkurwienie. Dobra coś kołujemy jednak na Bałutach. Jedziemy. Dojeżdżamy. Podbijamy na boisko, gdzie siedzi około 15typa w tym panny. Wokół już walają się półlitrówki, klimat pozytywny. Odbijamy z 2 gościami. Idziemy, po temat, bierzemy, idziemy po bronki. Jaramy z nimi lufę, oddajemy im szkło, bo było ich. Zajebani obmyślamy, że jedziemy poszwendac się po mieście ujebani pod pretekstem kupienia czapki dla mnie. Jak podbijamy na pietrynę to wszystkie skateshopy pozamykane, nie będziemy jechac do galerii bo tam pomyła. Nie ma szkła. Wkurwienie i załamanie. Dobra, jest, kupujemy w jakimś kiosku. Idziemy gdzieś w bramę. 2 od razu. Jesteśmy w temacie. Idziemy dalej przed siebie, bez konkretnych narazie planów. Zauważamy Łódź Fabryczną. Dobry wkręt. Zapierdalamy tam. Ładujemy się do pociągu. Przedziały pozamykane. Jaramy w kiblu. Chore jakieś akcje z konduktorami. Stoimy i czekamy, aż pociąg odjedzie, żeby tylko wyskoczyc w biegu. Stoimy, stoimy. Potem przypał. Patrol wezwany do naszego wagonu, czyli SOK-isci, czyli wzięli nas za writerów, czyli kurwa walimy długą jak opętani. Gastrofaza. Kiełbasa, 2 bułki, paczka czipsów, czyli znowu jak żule. Idziemy na schody jakiegoś domu towarowego. Szamamy i obserwujemy przetaczających się kibiców Widzewa po meczu. Zawijamy, zamulamy, cośtam robimy u mnie i rozbijamy się do domów. Wow, nawet pamiętałem. Olek
ahahah kurwa przez pół godziny opisywałem sobotę, zamiast się uczyc i mi się notka skasowała kurwa ahahahah. O.